makijaż ślubny czy warto samemu

Wiele z Panien Młodych pyta się mnie, co sądzę o tym, aby same pomalowały się do ślubu…

Na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia (także własnego) zawsze radzę im zdecydować się na profesjonalną wizażystkę.

W dniu ślubu wiele Panien Młodych jest spiętych, a wykonanie makijażu, a w szczególności ślubnego, należy do czynności bardzo precyzyjnych, których wykonaniu stres po prostu nie sprzyja.
I nagle okazuje się, że na co dzień wykonywana kreska wcale nie jest taka jak miała być, tusz „wpadł” nam do oka lub ubrudził powiekę, a nałożona po kąpieli zbyt gruba warstwa kremu powoduje, że podkład „spływa” nam z twarzy…

Częstym powodem, dla którego Panny Młode nie chcą oddać się w ręce wizażystki są złe doświadczenia z przeszłości, nieudane makijaże, które zostały im wykonane, dlatego zanim umówicie się na próbny makijaż, popytajcie znajome, koleżanki, siostry i kuzynki, do kogo warto pójść.

A dla tych z Was, które z najróżniejszych powodów zdecydują się jednak na wykonanie makijażu samodzielnie, mam kilka sprawdzonych na sobie rad.

Dla wytrwałych 😉 Podzielę się z teraz Wami moją historią…

Przed swoim ślubem, gdy jeszcze nie miałam w swoim notesie z adresami tak świetnych wizażystek jak mam teraz, udałam się na próbny makijaż do mojego salonu fryzjerskiego, po prostu przy okazji próbnej fryzury zapytałam, czy maja dostępną wizażystkę i czy od razu mogę skorzystać z jej usług.

Pierwszy makijaż niestety okazał się zupełnie nie trafiony… nie moje kolory, za słabo wytuszowane rzęsy, zbyt delikatnie podkreślone „oko” sprawiły, że czym prędzej chciałam znaleźć się w domu i dokonać poprawek.

Zanim umówiłam się na drugi próbny makijaż do zupełnie innej osoby, skorzystałam z pomocy koleżanek, ale choć pierwsze wrażenie Pani zrobiła na mnie świetne, opowiedziałam jej też o swoich oczekiwaniach, zrobiła mi też wstępną analizę kolorystyczną, efekt był moim zdaniem opłakany – bardzo blada buzia, która sprawiała, że wyglądałam jak chora, ponownie źle wytuszowane rzęsy i kreski zrobione w niekonwencjonalny sposób, może i modny w tamtym sezonie, ale zupełnie nie dla mnie, co od razu jej zgłosiłam… Najlepszym potwierdzeniem moich słów jest to, że jak mój narzeczony zobaczył mnie po powrocie do domu spytał się, czy jestem jeszcze przed próbą;)

Czasu miałam coraz mniej, byłam lżejsza o 200-300 zł, które wydałam na próbne makijaże dlatego postanowiłam kolejne pieniądze zainwestować w lepsze kosmetyki niż te, których używam na co dzień i pomalować się do ślubu sama.

Dobór zaczęłam od wizyt w drogeriach typu Sephora i Douglas, gdzie po rozmowach z ekspedientkami, które w nich pracują, otrzymałam wiele próbek kosmetyków, po których zużyciu mogłam zdecydować się na zakup tych, które wydały mi się najodpowiedniejsze, gdyż cienie najlepiej się trzymały, podkład pozostawał tam gdzie powinien, efekt świecenia został zminimalizowany…

Przy cerze mieszanej ze skłonnością do świecenia zdecydowałam się na:

1. Baza – SEPHORA, Sublimateur de teint Luminizer

Wydaje mi się, że kosmetyk ten sprawdził się w dniu ślubu, jednak nie zamieszkał na dłużej w mojej kosmetyczce, przy dłuższym użytkowaniu odnosiłam wrażenie, że moja cera wygląda coraz mniej świeżo, co pewnie jest efektem zawartych w nim silikonów, które mam wrażenie zapychają pory.

Na pewno warto spróbować wykonując domowy ślubny makijaż 🙂

2. Podkład – Superbalanced Makeup, Clinique
idealny na wszelkie wyjścia, na co dzień może zbyt ciężki, ale na ślubie sprawdził się idealnie. Jedna z moich przyjaciółek podczas wieczornego przyjęcia podeszła do mnie i powiedziała, że od razu widać, że mam profesjonalny makijaż 😉 bo ślicznie się trzyma.
3. Baza pod cienie – Art Deco
Mój absolutny MUST HAVE nie tylko w dniu ślubu, ale każdego dnia. Dzięki niemu mogę używać cieni dowolnej marki, a wiem, że będą się świetnie trzymały przez cały dzień i nie będzie mowy o spadaniu drobinek pod oczy czy o rolowaniu się cieni na powiekach.
4. Cienie do powiek – INGLOT
Uwielbiam magnetyczne cienie i kasetki – posiadam dwie, jedną na 20 cieni, która mieszka w mojej toaletce, oraz drugą na 3 cienie, którą zabieram zawsze ze sobą. Dzięki magnesom mogę dowolnie przekładać cienie z kasetki do kasetki, a dzięki bazie cienie pięknie się trzymają, porównywalnie do cieni ze znacznie wyższych półek. W czasie, gdy wychodziłam za mąż miałam tylko jedną kasetkę z 3 kolorami 😉
5. Maskara – L’Oreal Telescopic Clean Definition
Jestem jej wierna od kilku lat i choć czasami zdarza mi się zamienić ją na tusz innej marki, zawsze do niej wracam, nie mogło jej zabraknąć także w moim dniu ślubu.
6. Puder – Mineral Compact Foundation
Wprawdzie nie jest to puder lecz „podkład w kompakcie”, cienka warstwa rozprowadzona na płynnym fluidzie za pomocą pędzla świetnie mi się sprawdza. Nigdy nie brakuje go tez w mojej torebce, w opakowaniu jest lusterko i dwustronna gąbka, idealna do poprawiania makijażu w ciągu dnia.
Zawsze mam go przy sobie, także na koordynacjach ślubów, do tego zestaw jednorazowych gąbeczek – moje Klientki bardzo go sobie chwalą, gdy czasami musimy coś delikatnie poprawić.
Efekt mojego makijażu był bardzo naturalny, wręcz codzienny, taki, na jakim mi wtedy zależało.
Podstawowe błędy?
Nie uczesałam sobie brwi 😉 serio, przypomniałam sobie w drodze do ślubu, ale nikt nie miał wosku do brwi.
Dodatkowo nie widziałam jak wymalować oko, aby je otworzyć, nie umiałam także wycieniować twarzy, a więc w ogóle zrezygnowałam z brązera i różu. Choć w dniu ślubu czułam się bardzo kochana i najpiękniejsza, widać to na zdjęciach z tego dnia widzę te wszystkie niedociagnięcia, a tych zdjęć niestety nie da się zrobić raz jeszcze.
Każdej Pannie Młodej radzę zdecydować się na makijaż u renomowanej i polecanej Wizażystki, nawet, jeśli jest 50 zł droższa od pozostałych, gdyż sumując kwoty, jakie wydałam na kosmetyki, dodając do tego stres związany z powodzeniem całej akcji oraz te nieuczesane brwi 😉 żałuję, że nie szukałam dalej idealnej Wizażystki, bo odczuwam niedosyt z tym związany.
Nie mniej dzień ślubu był jednym z najpiękniejszych z moim życiu, byłam i jestem bardzo szczęśliwa i nawet nieuczesane brwi mi w tym nie przeszkodzą 😉

 

 

Na szczęście moje Klientki nie muszą przechodzić przez to co ja, trafiają bowiem do moich sprawdzonych (tak! na własnej skórze!) ulubionych wizażystek, po wyjściu od których zawsze mówią, że wyglądają dokładnie tak, jak sobie wymarzyły, albo i lepiej 🙂 Profesjonalna ręka wie bowiem, jak wycieniować twarz by zatuszować niedociągnięcia i podkreślić największe atuty.
[kkstarratings]