Kiedy A&G przyszli do mnie na spotkanie, mieli już dokładnie sprecyzowane potrzeby i wizje. Ślub w plenerze, przyjęcie pod namiotem. Nie chcieli standardowego i tradycyjnego wesela. Po prostu miało być pięknie i swobodnie.

Uwielbiam takie zadania!

Moja kreatywna dusza rozkłada skrzydła i czuję się jak ryba w wodzie, wtedy kiedy mogę stworzyć jakieś wyjątkowe, nieszablonowe rozwiązanie. 🙂

Skoro miało być oryginalnie, to rozpocznę od stylizacji Pary Młodej. Ania miała przepiękną, kolorową sukienkę, a Grzesiek koszulę i spodnie w podobnej kolorystyce. Pan Młody w „adidasach” zamiast eleganckich butów? Oczywiście, że tak! Do tego te obrączki inspirowane „Władcą Pierścieni”… Ach!

Nie muszę chyba wspominać, że miałam lekkie obawy w kwestii pogody. To czynnik, którego nie jesteśmy w stanie zaplanować, choćbyśmy bardzo chciały mieć taki magiczny pstryczek na wypadek niespodziewanego deszczu. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że ślub mieliśmy w maju, a w maju jak to w maju, pogoda lubi być kapryśna. I jaka była? Oczywiście, że zamówiona. 😉 Prawie 40 stopni, słońce, a burze które krążyły nad Krakowem, omijały nas szerokim łukiem. Tak jakbyśmy wysyłali specjalne impulsy odstraszające.

Jak wyglądało przyjęcie?

Serwowany obiad przy okrągłych stołach, które później zmieniły się w bufety z daniami z różnych kuchni świata. Para Młoda ich Goście do dyspozycji mieli przygotowane dwie strefy chilloutowe, jedna zorganizowana w ogrodzie, druga pod namiotem. Dodatkowo DJ grający muzykę klubową, barmani serwujący drinki z coctail truck’a. Kolorowe kwiaty i zwisające dekoracje ze wstążek i łapaczy snów dopełniała minimalistyczna papeteria.

Wszystko poszło zgodnie z planem, ale sami rozumiecie, nie mogło być inaczej, deszcz był bardzo niemile widziany. 😉

Jestem szczęśliwa i dumna z tej realizacji, jednocześnie wdzięczna za zaufanie jakim obdarzyli mnie Ania z Grześkiem.

Zdjęcia Marta Sputo